"Choć Ian Curtis umarł przedwcześnie, jak inni rockowi idole, Janis Joplin, Jim Morrison czy Jimi Hendrix, tak naprawdę był ich zupełnym przeciwieństwem. Nie chciał "żyć szybko", zaliczać kolejnych dziewczyn, korzystać z wszelkich dostępnych używek, popisywać się zachowaniem czy ubiorem. Raczej odwrotnie – zadręczał się, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym ojcem i mężem. Obwiniał się za to, że jego choroba powstrzymuje rozwój zespołu. Nie umiał pokonać własnych słabości, wad charakteru i nie mógł się z tym pogodzić. Cierpiał fizycznie i psychicznie. Dlatego do dziś jest patronem tych młodych ludzi, którzy mając dobre intencje, gubią się w życiu, nie akceptują samych siebie, czują się samotni i niezrozumiani. Dla nich muzyka i teksty Joy Division na zawsze pozostaną zapisem ich własnych przeżyć."